Dzieci to nasza przyszłość. Dzieci to nasz wspólny skarb, o który trzeba dbać i który trzeba chronić.
Tymczasem…
Dzieci to problem
Coraz częściej powstają w miejskiej (a także wiejskiej!) przestrzeni miejsca, w których dzieci nie są mile widziane. Restauracje i kawiarnie, w których goście muszą mieć ukończone co najmniej 16 lat. Pensjonaty, które nie zgadzają się przyjąć rodzin z dziećmi. Właściciele mieszkań na wynajem, którzy w rubryce „Przyjazne dzieciom i zwierzętom” zaznaczają „Nie”.
Dzieci w przestrzeni miejskiej. Enklawy
Z drugiej strony, w przestrzeni miejskiej powstają enklawy stworzone specjalnie dla dzieci. Place zabaw (zarówno ogródki jordanowskie, jak i place w zamkniętych budynkach), parki linowe, miejsca na basenie wyznaczone dla dzieci, place zabaw w centrach handlowych czy kąciki zabaw dla dzieci w wybranych restauracjach i kawiarniach.
Czego potrzebują dzieci?
Ulice naszych miast są o wiele bardziej niebezpieczne niż kilkadziesiąt lat temu. Ogromna ilość pędzących samochodów na drogach, rowerzyści czy osoby jeżdżące na hulajnogach, deskorolkach i rolkach nie zachęcają do tego, by puścić dziecko „samopas”, by bawiło się swobodnie w przestrzeni miejskiej. Nic więc dziwnego w tym, że rodzice szukają bezpiecznych miejsc, w których ich pociechy będą mogły się bawić, a oni nie będą drżeć o ich życie. Taki sposób postępowania jednak sprawia, że dzieci przebywają wciąż w zaaranżowanych, przygotowanych przez dorosłych miejscach.

Miasto dzieci
Czy z tej sytuacji jest jakieś wyjście? Miasta powinny być przyjazne wszystkim mieszkańcom, bez względu na wiek. Miejsce trzepaka powinny więc zająć choćby huśtawki postawione przed domem. W parku nie musi stanąć od razu cały plac zabaw, wystarczyłoby rozstawić w nim małe fontanny. Nie zaszkodziłaby też ławeczka z drabinką do wspinania się. Dzięki takiemu rozwiązaniu dzieci czułyby się ważne w miejskiej przestrzeni i nie czekały na to, by wyciągać rodziców na płatną zabawę w przeznaczonej do tego celu enklawie.